niedziela, 21 listopada 2010

L.U.C. - Pyykycykytypff(2010)


Łukasz Rostowski, znany jako L.U.C. po raz kolejny stawia fanów przed trudnym zadaniem, jakim jest zapamiętanie tytułu jego nowej płyty. I choć nazwy „Haelucenogenoklektyzm” nie da się przebić, to i tak staniemy przed nie lada wyzwaniem wypowiadając ją. Na płycie „Pyykycykytypff” raper po raz kolejny porusza się w konceptualnej przestrzeni łączenia sztuk. Podobnie jak na „Planet LUC” wartości wizualne współgrać mają z fonicznym odbiorem dzieła.

Od strony muzycznej, najnowszemu dziełu najbliżej do kolarzy dźwiękowych z „39-89”. Jest to jednak porównanie jedynie poglądowe, gdyż nowy materiał tworzy nową jakość w polskim hip – hopie. Dzięki temu krążkowi, muzyka zaczyna wykraczać poza ramy gatunku i subtelnie łączy się z trip-hopem, oraz nacechowaną ciemnymi ambientowymi wstawkami elektroniką. Na album składają się dwie płyty. Jedna, to właściwe utwory. Druga zaś, to ich wersje bez wokalu. Abstrahując od werbalnego poziomu odbioru tej sztuki, krążek drugi jest genialnym kawałkiem instrumentalnego hip-hopu z trip-hopowymi aspiracjami, który świetnie sprawdziłby się również, jako samodzielne wydawnictwo.

Atmosfera całego wydawnictwa jest ściśle określona od samego początku. Od samego wejścia w nasze uszy trafiają ciężkie, mroczne i niemal duszne kompozycje, których kręgosłupem staje się potężny bas oraz beat box. Wszytko to wsparte przez oszczędnie przemyconą elektronikę oraz hipnotyczne wokalizy. Cała ta oprawa pozostaje jednak ilustracją dla samego rapera, który w gąszczu wersów rozpościera przed słuchaczem wspaniały świat opowieści, o tematyce zarówno aktualnej( jak choćby walka o krzyż) jak i uniwersalnej.

Podsumowując, L.U.C. Nagrywając sam tą płytę wykonał kawał solidnej roboty. Muzyka za którą stoi oprawa graficzna z konceptualnym kontekstem całości dzieła. Tym krążkiem artysta umacnia swoją pozycje jednego z najciekawszych twórców młodego pokolenia i dla mnie pozostaje artystą numer jeden polskiej awangardy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz