niedziela, 21 listopada 2010

Mikołaj Bugajak - Dziwne Dźwięki I Niepojęte Czyny(2010)


Fanom instrumentalnego hip-hopu Noon'a przedstawiać nie trzeba. Jednak już fanom jazzu należy przedstawić Mikołaja Bugajakę. Na początku, jeszcze przed wydaniem płyty zastanawiało mnie nieco co skłoniło artystę do zaniechania swego pseudonimu artystycznego i wydania płyty pod własnym nazwiskiem. Sprawa stała się jednak całkowicie jasna po wysłuchaniu materiału. Muzyka zawarta na debiucie Mikołaja jest bowiem kompletnie różna od tego do czego nas przyzwyczaił pod pseudonimem.

Nie są to oczywiście skrajnie różne muzyczne bieguny gdyż już na ostatniej płycie pt.”Pewne sekwencje” wyraźnie pokazywał swoje jazzowe ciągoty. Wtedy jednak było to poniekąd ograniczone, a bezpieczne granice wyznaczała artystyczna wolność oraz konwencyjna żonglerka. Tutaj natomiast materiał zostaje całościowo ubrany w dobrze skrojony garnitur o szerokiej nazwie minimal jazz. Klimatycznie płyta odpowiada okresowi w jakim się ukazuje. Melancholijne, instrumentalne jesienne kolaże dźwięków. Krótka pocztówka dźwiękowa, która trwa jedynie ułamek czasu który trwać powinna.

Już na początku obcowania z płytą zostajemy nieco ukierunkowani do jej odbioru poprzez okładkę która nieco parafrazuje motyw z wielu okładek jazzowej wytwórni ECM. Muzyka niemal ascetyczna, uboga w środki wyrazu samplowanych żywych instrumentów( na płycie pojawia się bowiem jeden dźwięk syntetyczny).

Jest to album dobry do chwilowej zadumy, zatrzymania w pędzie, jednak szybko się przejada i staje się męczący. Dla odbiorców dotychczasowej twórczości pana Bugajaka materiał stanie się ścianą nie do przejścia. Watro jednak pamiętać, że artysta nie porzuca swego hip-hopowego królestwa a jedynie postanawia wyrazić tę najwrażliwszą część swojej duszy w odpowiedni muzykowi sposób.

L.U.C. - Pyykycykytypff(2010)


Łukasz Rostowski, znany jako L.U.C. po raz kolejny stawia fanów przed trudnym zadaniem, jakim jest zapamiętanie tytułu jego nowej płyty. I choć nazwy „Haelucenogenoklektyzm” nie da się przebić, to i tak staniemy przed nie lada wyzwaniem wypowiadając ją. Na płycie „Pyykycykytypff” raper po raz kolejny porusza się w konceptualnej przestrzeni łączenia sztuk. Podobnie jak na „Planet LUC” wartości wizualne współgrać mają z fonicznym odbiorem dzieła.

Od strony muzycznej, najnowszemu dziełu najbliżej do kolarzy dźwiękowych z „39-89”. Jest to jednak porównanie jedynie poglądowe, gdyż nowy materiał tworzy nową jakość w polskim hip – hopie. Dzięki temu krążkowi, muzyka zaczyna wykraczać poza ramy gatunku i subtelnie łączy się z trip-hopem, oraz nacechowaną ciemnymi ambientowymi wstawkami elektroniką. Na album składają się dwie płyty. Jedna, to właściwe utwory. Druga zaś, to ich wersje bez wokalu. Abstrahując od werbalnego poziomu odbioru tej sztuki, krążek drugi jest genialnym kawałkiem instrumentalnego hip-hopu z trip-hopowymi aspiracjami, który świetnie sprawdziłby się również, jako samodzielne wydawnictwo.

Atmosfera całego wydawnictwa jest ściśle określona od samego początku. Od samego wejścia w nasze uszy trafiają ciężkie, mroczne i niemal duszne kompozycje, których kręgosłupem staje się potężny bas oraz beat box. Wszytko to wsparte przez oszczędnie przemyconą elektronikę oraz hipnotyczne wokalizy. Cała ta oprawa pozostaje jednak ilustracją dla samego rapera, który w gąszczu wersów rozpościera przed słuchaczem wspaniały świat opowieści, o tematyce zarówno aktualnej( jak choćby walka o krzyż) jak i uniwersalnej.

Podsumowując, L.U.C. Nagrywając sam tą płytę wykonał kawał solidnej roboty. Muzyka za którą stoi oprawa graficzna z konceptualnym kontekstem całości dzieła. Tym krążkiem artysta umacnia swoją pozycje jednego z najciekawszych twórców młodego pokolenia i dla mnie pozostaje artystą numer jeden polskiej awangardy.

Shearwater - The Golden Archipelago(2010)


Zaczynając recenzję tej płyty pragnę odnieść się do myśli autorytetu w dziedzinie muzyki i przytoczyć fragment tekstu nieodżałowanego Tomasza Beksińskiego opublikowanego na łamach „Tylko Rocka” w listopadzie 1991. Odnosi się on do słów w piosenkach i do dużej komercjalizacji tychże tekstów: „ są z premedytacją preparowane przez wykonawców do osiągnięcia określonego efektu. (…) Na pewno jest tak w przypadku piosenek pisanych wyłącznie w celach komercyjnych. Jednakże wielu prawdziwych artystów, serio traktujących swoje powołanie, pragnie nam coś przekazać nie tylko za pomocą muzyki”

O ten właśnie przekaz chodzi. Dzieje się w przypadku najnowszego dzieła Shearwater pt.”The Golden Archipelago”. Płyta która odniosła duży sukces artystyczny jest swoistym drogowskazem. Artyści z powołaniem pragną zwrócić uwagę ludzi na kierunek w jakim podąża matka ziemia. Płyta jest pewnym konceptem ściśle połączonych ze sobą i przenikających się puzzli ukazujących nieciekawy obraz ginące planety.

Od strony muzycznej jest to świetnie wyważony indie rock. Jednak słuchając materiału, w którym każda minuta obfituje w subtelne smaczki, trudno się oprzeć wrażeniu jakoby muzycy chcieli wyjść poza ramy gatunku. Jesteśmy świadkami świetnego wypośrodkowania nastroju i tępa. Z jednej strony rockowe riffy, z drugiej zaś spokojne akustyczne granie momentami wzbogacone dźwiękami orkiestry. A wszystko to spięte klamrą charakterystycznego głosu wokalisty Jonathana Meiburg'a oraz zaangażowanych tekstów.

Trzecią sztuką, która gra tu ważną rolę jest fotografia. Piękna, oddająca klimat okładka, a ponadto poligrafia zawierająca pokaźną książeczkę, w której to oprócz tekstów znajdziemy mnóstwo urokliwych zdjęć natury. Płytę polecam miłośnikom indie dźwięków, ale i ludziom lubiącym muzykę zaangażowaną tworzoną przez „prawdziwych artystów”.

Tricky - Warszawa(Palladium) - 04.11.2010

Postać absolutnie precedensowa. Artysta, który nie zwracając uwagi na mody robi swoje, i świetnie mu to wychodzi. Jeden z założycieli kultowego Massive Attack powraca ( ostatnio na Opener Festival 2010) do polski na trzy klubowe koncerty. Trasę rozpoczął 4 listopada w warszawskim klubie Palladium i od razu zaczarował publiczność. Jeden z najlepszych klubowych koncertów roku.

Dawno nie byłem na koncercie, który rozpoczął by się punktualnie. Równo o 20 na scenę wkroczyli muzycy Tricky'ego. Od początku spełnili oczekiwania publiczności. Ciężki bas, świetna perkusja i eteryczny głos wokalisty, który jak zwykle niezwykle ekspresywnie wyśpiewywał swoje utwory. Na scenie wspomagała go, uczestnicząca również w nagraniach, świetnie dysponowana Franky Riley. Jak już wspomniałem, występ był częścią trasy promującej najnowsze wydawnictwo pana trip – hopu pt: ”Mixed Race”. Jednak, ku uciesze publiczności nowe utwory nie zdominowały koncertowej setlisty,a jedynie przeplatały się z dobrze osłuchanym, starszym materiałem.

Pod względem muzycznym i wykonawczym zdarzyło się kilka zgrzytów ,jednak jest to efektem spontaniczności artysty na scenie. Widać, że show tworzy na żywo będąc jednocześnie wokalistą oraz dyrygentem zespołu wydającym ciągłe dyspozycje. Warto tu również wspomnieć o miłych gestach jakie Tricky wykonał w stronę polskich fanów. Nie zadzierając nosa wykazał się rzadko spotykaną w artystycznym światku normalnością i zszedł ze sceny by przespacerować się między fanami. Ponadto podczas trwania coveru utworu grupy Motorhead pt; „Ace of Spades” zaprosił na scenę ogromną liczbę fanów i bawił się razem z nimi w takt muzyki granej nieustannie przez zespół.

Tego wieczoru usłyszeliśmy przekrój twórczości. Od numerów z pierwszych płyt, które spokojnym tempem wytworzyły niesamowity, duszny klimat. Do tych szybszych, nieco tanecznych (świetnie zagrany „Puppy Toy”, śpiewany do jednego mikrofonu). Na zakończenie całości, otrzymaliśmy świetne ponad dziesięciominutowe wykonanie utworu „Vent”, który na płycie trawa około trzech minut. Brawurowe, i bardzo energetyczne spowodowało, że publiczność jeszcze długo po zejściu artystów ze sceny próbowała sprowadzić ich z powrotem, niestety bez skutecznie. Koncert trwał jednak niecałe dwie godziny, co w dzisiejszych realiach pozwala nasycenie . A biorąc pod uwagę, częste wizyty artysty, możemy się spodziewać, że przy okazji kolejnej płyty zapowiadanej na przyszły rok artysta również odwiedzi nasz kraj.