środa, 20 października 2010
Tricky - Mixed Race(2010)
Ojciec trip - hopu przemówił, po raz dziewiąty. Bo, kto bardziej zasługuje na to miano, jeśli nie on. To właśnie Adrian Thaws, obok takich grup jak Massive Attack (której był członkiem) i Portishead, jest jednym z najbardziej zasłużonych przedstawicieli gatunku.
Tricky w swej karierze miewał gorsze momenty, jednak chude lata oficjalnie minęły. Po dobrym „Knowle West Boy” przyszedł czas na powrót do szczytowej formy. Albumem „Mixed Race” Tricky udowadnia, że wciąż jest niezastąpiony. Z niecierpliwością oczekuję prezentacji nowej płyty na listopadowym koncercie artysty w Warszawie.
Recenzenci zaczęli opisywanie nowego albumu od określenia „taneczny”. Jest to jednak ocena wielce przesadzona, chyba, że na zachodzie tańczy się w spowolnionym tempie. Nowy materiał, podobnie jak ten wcześniejszy ma mroczny, duszny klimat. Całość opiera się na mocnym kręgosłupie masywnego bristolowego bitu, odpowiednio podbitego przez dudniący w głośnikach bas. Jednak jak sama nazwa albumu wskazuje, nowy krążek miał być czymś na kształt skrzyżowania kultur, jakiego na własnej skórze doświadczył artysta. Udało się uzyskać ten efekt dzięki dużej różnorodności wokalu oraz rozmaitym dodatkom jakie funduje nam płyta.
Tak oto przez sekcję rytmiczną przedzierają się różne dźwięki: od klawiszy, przez orientalne instrumenty strunowe do jazzowej trąbki i gitary. Warto powiedzieć, że gitara odgrywa tu bodaj największą instrumentalną rolę. Jako przykład wystarczy podać choćby chwytliwą zagrywkę niosącą cały kawałek „Kingston Logic”, czy nieco agreswywny riff w „Murder Weapon” brzmiący niczym z Pulp Fiction. Równie ciekawie sytuacja przedstawia się w warstwie wokalnej. Oprócz świetnie dysponowanego Trickiego usłyszymy śpiew rodem z Indii, nieco gangsterskie nawijki, oraz niesamowity głos jamajskiej diwy Terry Lynn.
Płynie ta muzyka, ciesząc ucho. I tak dochodzimy do jedynego zgrzytu, który dla mnie jest nie do przejścia. Otóż całość materiału tu zawartego to niespełna trzydzieści pięć minut. Przy tak wysokim poziomie albumu czuję ogromny niedosyt. Jednak po cichu liczę na to, że forma nie przeminie i już możemy wypatrywać kolejnej perełki, od tego jakże płodnego artysty.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz